Schizofrenia paranoidalna – pamiętnik pacjętki
– Chciałabym zgłosić się do Pana do pracy. Słyszałam, że zwalnia się stanowisko Pana asystentki i nie była bym sobą, gdybym nie skorzystała z okazji i nie spróbowała wykorzystać tej szansy. Znam już obowiązki asystentki biura zarządu. Stanowisko Asystentki Prezesa było by dla mnie awansem.
– Nie widzę nic przeciwko temu, rzeczywiście stanowisko to zwalnia się za jakiś czas, musielibyśmy tylko jakoś to przedstawić Pani obecnemu członkowi zarządu, gdyż wiem, że jest do Pani przywiązany i nie chciałbym aby to wpłynęło negatywnie na nasze relacje.
Przyjmę Panią na trzymiesięczny okres próbny. Jeśli zbierze Pani pozytywne opinie zostanie Pani Kierownikiem Biura Zarządu.
Wyszłam z gabinetu i nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Po moich doświadczeniach życiowych, nieustannej walce o swój byt materialny, po skończonej dziewięciomiesięcznej terapii grupowej DDA, po zakończeniu siedmioletniego związku wreszcie życie się do mnie uśmiecha.
Praca z obecnym członkiem zarządu przyprawiała mnie o mdłości. Agresywny, gruboskórny człowiek, bez dobrego wychowania i manier, i okazywaniem braku szacunku wobec kobiet nieustannym patrzeniem się im w dekolt przy każdej rozmowie. Wygrałam na loterii – pomyślałam. Miałam pracować z przystojnym prezesem o niezwykłym sposobie bycia i wykształceniu. I niezwykłej umiejętności radzenia sobie w sytuacjach konfliktowych. To będzie dla mnie wyzwanie w zarządzaniu trzyosobowym zespołem ale i szansa na rozwój. Człowiek, z którym miałam współpracować niezwykle szanował swoja rodzinę. Co tydzień wyjeżdżał do nich na wieś, zawsze z ogromnym szacunkiem wyrażał się o żonie i synu.
Może po tak destrukcyjnych wzorach z mojego dzieciństwa wreszcie nauczę się czegoś o życiu od kogoś wartościowego.
I było tak jak myślałam. Do pracy szłam jak na skrzydłach. Co rano biegłam zrobić mu świeżą kawę, przygotować poranna prasę do czytania i kupić sałatkę do na śniadanie. Nieświadomie przywiązywałam się do wszystkiego. Byłam traktowana z ogromnym szacunkiem i niewyobrażalną intuicją. Ten człowiek był tak inteligentny emocjonalnie, że każda rozmowa z nim sprawiała mi przyjemność. Podświadomie szukałam okazji do rozmowy. Oczywiście dostałam awans i po trzech miesiącach miałam swój zespół. Wspólnie organizowaliśmy spotkania na szczycie holdingu. Wybieraliśmy miejsca w hotelach do spotkań, ogarnialiśmy cateringi i dojazdy limuzynami.
Brałam udział w posiedzeniach zarządu i rad nadzorczych. Dyrektorzy mówili mi na Pani. Jednak najfajniejszymi współpracownikami okazali się znajomi prezesa. Przynosili kwiaty, czekoladki. Zapraszali na służbowe wyjazdy do Zakopanego. Najlepsze dwa lata mojego życia. Spełnienia zawodowego. I wymiaru czysto ludzkiego. Mój zapał nie słabł nawet jak opowiadał o swojej żonie i synu, którym często organizowałam wyjazdy do Warszawy ze Śląska. Nie wiedziałam, ze się w nim zakochałam. Miałam o tym się dowiedzieć dopiero póżniej. Niestety moje uznanie chyba było widoczne. Moje szczęście na widok tego człowieka nie mogło zostać nie zauważone. Szacunkiem jakim mnie darzył nie okazał mi w życiu nikt.
Byłam na fali. Myślałam, ze cały świat leży u moich stóp. Podjęłam więc decyzje, ze kupie sobie mieszkanie na kredyt. Mała kawalerkę na Bielanach. Jak się później okazało stała się moim więzieniem.
Sznurem na szyi. W Maju podpisałam umowę kredytową a w czerwcu Prezes mi oznajmił, że odchodzi. Zrobił to jednak w dziwny sposób. Nie pozwolił mi o tym nikomu powiedzieć. Pierwsza moja reakcja gdy tylko doszłam do domu był płacz. Ale szybko zebrałam się w sobie i zaczęłam szukać pracy na zewnątrz. Wszystkie stanowiska asystentek w firmie były obsadzone. Nie miałam tam czego szukać.
Pomyślałam, że skoro jest Prezesem to może mógłby mnie komuś polecić. Poprosiłam wiec o rozmowę. No i się zaczęło. Odtąd codziennie spotykaliśmy się na kawie po południu, żeby porozmawiać o mojej przyszłości. Dziwnym trafem zawsze rozmowa dotyczyła także tego jak to on planuje odejść, ze nie dogadał się z holdingiem czeskim, i ze nie chce tu dłużej zostać.
Jak się potem okazało zwyczajnie nie przedłużyli mi kontraktu.
Ale ja miałam wiedzieć, ze on odchodzi sam.
Pewnego dnia gdy już wszyscy wiedzieli, że „odchodzi” zaprosił mnie na kolacje pożegnalna.
Pomyślałam, że to niezwykłe, żeby mnie asystentkę zapraszać na taka kolacje. Konsultowałam to nawet z siostrami czy powinnam iść bo to zupełnie wykraczało poza moje normy. Nigdy nie umawiałam się z nikim z wyższego szczebla kadry zarządzającej na żadne kolacje. Było to zarazem duże wyróżnienie dla mnie. Pomyślałam, że potraktuje to jak wyjście służbowe, ubiorę się normalnie służbowo jak przystało na asystentkę i nawet kupie mu pożegnalny prezent. Pojechałam wiec po pracy do galerii i kupiłam mały motor- zegarek. Pomyślałam, że to cos w jego guście, gdyż często mówił, ze lubił motocykle. Wsiadłam do taksówki i pojechałam do umówionej włoskiej restauracji.
Jak się okazało w restauracji byliśmy sami. Rozmowa była przyjemna. Wypiliśmy po lampce wina do kolacji i na koniec dałam mu prezent. Był chyba zaskoczony. Powiedział tylko, ze on się nie przygotował. Rozmowa przeszła na luźniejsze tematy. Ja nie zauważyłam upływu czasu. Było mi tak miło, ze zupełnie zapomniałam o zasadach dobrego wychowania. Powinnam była dawno zakończyć to spotkanie. Kilka razy pytał mnie czy mam jeszcze czas, czy się śpieszę. W swojej własnej głupocie nie zorientowałam się o co chodziło. Byłam naiwnie przekonana, ze to bezinteresowne spotkanie i że to nie może się źle skończyć. Kiedy już zdecydowaliśmy, żeby zakończyć to spotkanie zamówiliśmy taksówkę. I odprowadzając mnie do niej zapytał czy pójdziemy do niego. Że ma szampana. Kompletnie mnie to zbiło z tropu. Jak to mnie asystentkę Prezes zaprasza do siebie do mieszkania. Jeszcze godzinę temu prosiłam go o to czy może mnie komuś polecić. Jak to będzie teraz wyglądało. Że idę z nim do łóżka w zamian za załatwienie pracy? I co z jego zoną, co z jego synem. Ja byłam wychowana w rodzinie, w której ojciec był alkoholikiem ale rodzina się nie rozpadała, była ze sobą na dobre i na złe. Jak ja mogłam ze swoja wiarą w Boga stać się przyczyna rozpadu jakiegoś małżeństwa. Jak się okazało nikt nie myślał o mnie wtedy poważnie. Ale ja nie dałam rady. Podziękowałam i pocałowałam go w czoło. Pożegnałam się i wsiadłam do taksówki. Odtąd co roku w moje urodziny ktoś całuje mnie w czoło. 10 lat samotnego życia i zawsze w moje urodziny na znak zemsty ktoś całuje mnie dokładnie tak samo w czoło.
Na drugi dzień tylko zapytał czy bezpiecznie dojechałam. Jednak tak to się nie skończyło. Usłyszałam, że nie żałuje tego i że będzie próbował. Kilka razy proponował mi, że mnie odwiezie do domu. Za każdym razem odmawiałam.
Jednak z każdym dniem zakochiwałam się coraz bardziej. Od tego dnia nie mogłam o tym zapomnieć. Zabierał mnie na rozmowy do swojego gabinetu a ja nie mogłam skupić się kompletnie na tym co mówi. Czułam jedynie zapach i niewyobrażalne pożądanie. Ale nie trwało to długo.
Po tym jak kilkukrotnie odmówiłam kolejnego spotkania nagle wszystko zaczęłam robić źle.
Wszystko było moja wina, nawet kable wystające spod szafy. Ten człowiek zaczął mnie nienawidzić. Zaczęłam wiec na własna rękę próbować szukać miejsca w firmie w innych działach. Nagle dyrektorzy, którzy byli dla mnie tak mili przez dwa lata przestali się do mnie odzywać. Upadek był bardzo bolesny. Straciłam człowieka, który tak bardzo we mnie uwierzył. Straciłam poczucie humoru i szacunek. Nie tylko jego się okazało. Wkrótce miałam się dowiedzieć ze Pan prezes przedstawił w firmie swoja wersje wydarzeń mimo moich zapewnień, ze ode mnie nikt niczego się nie dowie. Milczałam jak grób. A pól firmy dowiedziało się, ze proponowałam mu łóżko w zamian za załatwienie pracy. Od innego członka zarządu usłyszałam jedynie, że nie spodziewał się, ze jestem taka.
Zaczęto przenosić mnie z departamentu do departamentu, po cichu, przenoszono moje rzeczy, coraz to na niższe piętro.
I wtedy zaczęło się prawdziwe piekło. Dostawałam telefon na biurko od dyrektora, ze jest otwarty na propozycje, drugi manager całował swoje współpracownice specjalnie przy mnie, inny krzyczał za mną na korytarzu, ze jak swędzi to trzeba sobie podrapać. Znali naszą historie. Jego historie.
Potem usłyszałam od jego kolegów, że tak naprawdę to był zakład pomiędzy kolegami, że mnie zwyczajnie zaliczy. A moja koleżanka z ówczesnego działu namawiała mnie: „ Ty wiesz jakie on ma kurwy” a Ty go nie chcesz?.
Dostawałam na maila różne spamy o miłości, ktoś dopisywał w moich mailach do koleżanek inne obce treści, widziałam to na face booku, w telewizji, w gazetach. Myślałam, ze wiedzą o tym dosłownie wszyscy na świecie.
Wiedziałam, ze mimo kredytu na mieszkanie musze stamtąd odejść, wytrzymałam dziewięć miesięcy. Dziewięć długich miesięcy inaczej moja psychika tego nie wytrzyma.
W tym czasie przyjechała moja siostra z Irlandii, zaprowadziła mnie do psychologa.
Poprosiłam koleżankę, czy nie może spytać w swojej kancelarii prawnej czy nie potrzebują asystentki.
I wtedy szybko miejsce się znalazło. Jak się okazało wpadłam z deszczu pod rynnę.
Odtąd nie opuszczało mnie poczucie, ze ten człowiek ciągle ze mną jest. Ze próbuje się ze mną porozumieć za pomocą gazet. Piosenek w radio. Zaczęłam z nim rozmawiać puszczając mu piosenki.
Jak sobie pomyślałam, ze zjadła bym owoców nagle pojawiał się kosz owoców w kancelarii. Zaczęło się prześladowanie. Cały czas tkwiłam w postanowieniu ze teraz kiedy ten człowiek mnie nienawidzi tym bardziej nie mogę się z nim kontaktować.
Jednym z podstawowych Jego zarzutów do mnie było to, że umówiłam się z nim na te kolacje tylko po to żeby załatwić sobie prace, że on odchodził, więc nie trzeba było się już nim przejmować i o to co mnie myśli. Że nie warto poświęcać mu uwagi. Bardzo to poruszało we mnie moje zranione serce i pogłębiało poczucie winy. Obarczałam siebie winą za to, ze nic wcześniej nie zauważyłam, ze być może prowokowałam go swoim zachowaniem, że być może to że byłam w nim zakochana dawało mu zachętę do tego jak się potem zachował. Rozumiałam, że w jakiś sposób uraziłam jego męska dumę i musze ponieść kare za to.
Miałam tez poczucie jakby po spotkaniu z nim cos mnie dusiło od środka, jakby cos na mnie siedziało.
Moja starsza siostra poleciła mi kontakt z koleżanka, która była bardzo religijna. Pomyślała, że może mi się przydać wsparcie duchowe. I wtedy dostałam zaproszenie do Hiszpanii do zakonu na próbne święcenia koleżanki. Początkowo nie mogłam w to uwierzyć, że jakaś znajoma z mojego otoczenia decyduje się na taką drogę, trochę z niedowierzaniem przyjęłam zaproszenie.
Do dziś nie potrafię wyjaśnić co tam się stało. Zamieszkałam w domu obok zakonu sióstr Miłości Miłosiernej. Był to otwarty międzynarodowy zakon na ludzi, siostry służyły poradą duchową, wspierały w problemach, słowo Boże było tłumaczone na kilka języków. Pewnego wieczoru kiedy miałam już kłaść się spać nagle zaczęłam mieć ochotę uciec stamtąd, jakby cos kazało mi biec jak najszybciej. I wtedy wpadła jedna sióstr. Poradziła mi, że jeśli czuje strach to znaczy, że ma się zadziać coś ważnego. Położyłam się spać, ale tej nocy miałam nie zasnąć. Od samego wieczora zaczęły napływać do mojej głowy wspomnienia, z mojego dzieciństwa, często dawno już nie pamiętane przeze mnie. Wspomnienia modlitw jako dziecko, śpiewu na świecie majowym przy figurce Matki Bożej, modlitwy z babcią, z mamą wieczornych pacierzy. Pamiętam, że ciągle wtedy czułam okropny strach więc powtarzałam modlitwę Ojcze nasz i Zdrowaś Mario nieustannie.
Mniej więcej o piątej rano poczułam niewypowiedzianą ulgę, jakby ciężar noszony od rozmowy z tym człowiekiem spadł, już nic mnie nie dusiło. Po chwili zasnęłam. Wstałam rano bardzo zmęczona ale jak nowonarodzona. Jak odmieniona. Czułam jakbym zakochała się w Panu Bogu. Odczuwałam wręcz fizyczne uniesienie. Po rozmowie z jedna z sióstr i wyjawieniu jej mojego samopoczucia usłyszałam, ze wiele z nich ma takie uczucie, i że może to jest droga dla mnie.
Odtąd siostry zaczęły mnie namawiać aby u nich zostać. I wtedy zadzwoniła moja mama. Zapytała jak się czuje i powiedziała słowa, których nie zapomnę do końca życia:” Jak miło usłyszeć Twój głos”.
Pomyślałam, że mam kogoś kto na mnie czeka, kto mnie kocha i komu zależy na mnie. I że nie mogę mojej mamy zostawić. Wróciłam więc do Polski choć do sióstr zakonnych w Madrycie wracałam jeszcze wielokrotnie na ćwiczenia duchowe. Za każdym razem wracałam stamtąd odmieniona.
Ale prześladowania nie ustały. Oglądałam siebie w telewizji, na face booku, w Internecie, swoją historie. I ciągle dostawałam informacje, żeby tylko nikomu o tym nie mówić. Jakby straszenie, że jak powiem na głos co się stało zostanę za to ukarana. Jednocześnie w mojej głowie rodziły się pytania: czy mnie kochasz? Powiedz, że mnie kochasz. To był jego głos. Słyszałam go wszędzie.
Mijały tygodnie a ja nie mogłam skupić się na pracy, poziom stresu był tak ogromny, że mózg był zalewany kortyzolem. Nie pracowały mi podstawowe funkcje mózgu, nie mogłam wykonywać prostych czynności myślowych. Praca w Międzynarodowej Kancelarii Prawnej wymagała nieustannego tłumaczenia pism prawniczych na język angielski a ja nie mogłam wniknąć w nic, nieustannie byłam poddawana straszeniu i sygnałom z mózgu. Po tym, jak zwrócono mi uwagę, że nie są ze mnie zadowoleni pierwszy raz wiedziałam, że to była tylko rozmowa ostrzegawcza. Następnym krokiem będzie zwolnienie mnie z pracy. I tak się stało. Któregoś dnia gdy przyszłam do pracy zobaczyłam nową osobę. Okazało się, że ktoś wrócił po urlopie macierzyńskim. Następnego dnia poproszono mnie na rozmowę. Pomyślałam, że to koniec. Kiedy słuchałam rozmowy zwalniającej łzy same płynęły mi po policzkach. Trzeba było szukać nowej pracy. A ja miałam kredyt mieszkaniowy na głowie. Zaczęłam więc od razu poszukiwania nowej pracy. W tym samym czasie zaczęły się też moje problemy z kontem bankowym i poczta mailową. Nie mogłam znaleźć hasła do konta, nie pamiętałam jak się logowałam, po zalogowaniu okazało się, że zniknęły moje opłaty za mieszkanie, na profilu czynszowym panował ogromny bałagan, jakby czynsz nie był płacony regularnie. Podpisałam tez niedawno umowę z dostawcą telewizji kablowej, po utracie pracy nie byłam w stanie tej umowy wypowiedzieć samodzielnie. Podpisałam również dwie umowy z dostawcą telefonii komórkowej, i również nie byłam w stanie ich wypowiedzieć. Stres osiągnął szczyt. Pomyślałam, że się poddaje. Zadzwoniłam do domu i powiedziałam, ze potrzebuje pomocy bo chyba świat mi się zawalił. Zapisano mnie do psychiatry. Usłyszałam tylko komentarz od siostry, że musi to być ktoś kto nie da się mi omotać, gdyż ja mam duże doświadczenie z psychologami. I wtedy trafiłam do tej chorwackiej Pani doktor. Na wizycie była obecna również moja mama. Nie powiedziałam o wszystkim co dzieje się w moim życiu, gdyż bałam się że zostanę ukarana kolejna utrata pracy i prześladowaniami. Lekarz postawił diagnozę choroba dwubiegunowa. Dostałam leki. Musiałam przenieść się do domu na wieś, aby moja rodzina mogła nade mną czuwać. Ale sygnały z mózgu nie ustawały. Po lekach zaczęłam mieć problemy z usiedzeniem na miejscu. Próbowałam organizować sobie czas gotując, sprzątając, piekąc, robiąc konfitury. Przez cały czas towarzyszył mi jego głos. Mówił, że mnie kocha. I że mnie nie opuści. Że potrzebuje mojej obecności. Że tylko ja mogę mu towarzyszyć. Jednocześnie byłam straszona, że nie mogę nic powiedzieć.
Po trzech miesiącach tonięcia w długach z powodu nie płaconego kredytu przyjęto mnie do pracy za pensje polowe mniejsza niż miałam dotychczas. Pomyślałam, że jak zacznę od zera to naturalną droga będzie zdobywanie doświadczenia i później może jakiś awans. Na stanowisko Młodszej Księgowej. Marzyłam o pracy w finansach, już wcześniej postanowiłam pójść na studium podyplomowe z rachunkowości i finansów. Ale przez niedyspozycje mózgu i nieustannym poddawaniu stresowi nie byłam w stanie ich skończyć w normalnym trybie. Musiałam ponownie zdawać egzamin końcowy we wrześniu już w pojedynkę i uzyskałam zaledwie ocenę dostateczną.
Praca na stanowisku Młodszej Księgowej w dodatku z językiem rosyjskim była spełnieniem moich marzeń. Niestety nie przyszło mi cieszyć się nią długo. Ten głos towarzyszył mi codziennie. Z jakichś przyczyn nagle zaczęłam słyszeć, że on jest jakimś agentem specjalnym dbającym o sprawy państwa. Zaczęłam słuchać przemów politycznych w telewizji i tego jak platforma obywatelska była u władzy. Gdy szlam do pracy ulicami przejeżdżały wojskowe pojazdy. Jego głos wpajał mi jakby poczucie misji wagi państwowej. W radio ciągle słyszałam piosenkę: „ Ja uwielbiam ją, ona tu jest, i tańczy dla mnie”.
Oraz „ Miłością podbijamy kosmos”. Nie do końca rozumiałam jaką rolę państwowa ten człowiek miał spełniać, ale odtąd miałam brać udział w zmianie panującej partii politycznej. Słyszałam, ze spotkanie ze mną było dla niego jak dotknięcie palca Bożego, i że dzięki mnie dokona się zmiana na scenie politycznej. Co więcej miałam też mieć swój udział w ogłoszeniu Jana Pawła II świętym oraz w wyborze nowego papieża Franciszka.
Odtąd występowałam w telewizji jako jego żona. Mówił mi, że chciałby być moim psem, z którym bawiłam się na podwórku. W pracy nie mogłam dokonać żadnej czynności bez jego wiedzy. Kiedy próbowałam dokonać jakiś przelewów wszystko do mnie wracało. Kiedy próbowałam wydać dyspozycje w banku przelewu zagranicznego wszystkie formularze wracały nie przeprocesowane. Byłam nowym pracownikiem, nie wiedziałam co robię źle. Ponieważ bez względu na to jak bym nie uzupełniła wniosków i tak wszystko wracało. Sytuacje potęgowała jeszcze pogoda, nieustanne burze i trzaskanie oknami, gdy cos poszło nie tak. Miałam poczucie, ze nic nie dzieje się przez przypadek. Że wszystkim kieruje on. Jakimś przypadkiem były tam również przelewy w imieniu klienta za produkcje filmowe. Myślałam więc, że te filmy w telewizji o mnie jako jego żonie nie są przypadkowe. Pewnego dnia próbowałam dokonać kolejnego przelewu w banku i zamiast dziesięć tysięcy wpisała mi się kwota milion złotych. Jakimś cudem przelew został przeprocesowany. Natychmiast wezwała mnie do siebie Managerka. Nikt nie próbował ze mną wyjaśniać sytuacji. Z miejsca mnie zwolniono. Po półtora miesiąca pracy zwolniono mnie z obowiązku świadczenia pracy do końca trzymiesięcznego okresu próbnego. Od niego usłyszałam, że był w trudnej sytuacji finansowej i potrzebował pieniędzy, ze w jakiś sposób go uratowałam, a tam i tak nie mogłam zostać.
W ten sposób ponownie zostałam bez pracy. Zależność finansowa od mojej rodziny powodowała we mnie poczucie winy i straty niezależności. Musiałam szybko znaleźć nową pracę. Postanowiłam nie poddawać się i szukać pracy w finansach. Zaczęłam więc ponownie aplikować. I szybko odezwano się do mnie z firmy dystrybuującej papierosy, ze wprowadzają nowy kanał sprzedaży i szukają ludzi do nowo powstałego departamentu. Po dwóch miesiącach przerwy zostałam zatrudniona na stanowisku Koordynatora do spraw finansowo księgowych. Odpowiedzialność za prace siedmiu księgowych, wdrożenie nowego kanału dystrybucyjnego direct sales, oraz za raportowanie.
Praca była ściśle związana z jego działalnością polityczną. Cały czas byłam poddawana namawianiu, ze nie mogę nikomu nic mówić, że od tego zależy jego powodzenie. Szybko zorientowałam się, że Ci przedstawiciele handlowi zwyczajnie dokonują kradzieży.
Przez cały czas odbywałam regularne wizyty u psychiatry pod okiem rodziny. Na wszystkich wizytach była obecna albo moja mama albo moja siostra. Za każdym razem byłam ostrzegana przez niego, że nie wolno mi nic powiedzieć. Ze od tego zależy dobro powodzenia wszystkich akcji. Nie chciałam temu wierzyć, nie chciałam się temu poddawać, ale wizja kolejnej utraty pracy mnie przerażała.
Tak bardzo chciałam być niezależna. Odpowiadać sama za swoje życie.
Milczałam więc. Ciężar jaki nosiłam w sobie i w swojej głowie był ogromny. Poziom stresu sięgał zenitu. Nie wiedziałam jaka przyszłość mnie czeka i jak to się wszystko dla mnie skończy.
W pracy nie zgadzało się nic, wszystko musiałam robić po pięć razy, nieustannie ktoś znajdował moje błędy. Dodatkowo zarządzałam zespołem siedmu księgowych starszych Pań, które kompletnie mnie nie szanowały. Dostawałam reprymendy od Managera, ze zespół nie czuje mojego wsparcia i że powinnam lepiej ich traktować. I znikąd pomocy. Odbywałam wielogodzinne telefony z siostra wieczorami próbując dojść o co może chodzić w tych raportach i dlaczego nieustannie cos się nie zgadza. Gdy przychodził weekend nie mogłam się odnaleźć, a w poniedziałek płakałam gdy miałam iść znowu do pracy. Niestety strach przed kolejna utrata pracy i kredycie ciążącym na mnie zmuszał do przeżycia kolejnego dnia. Odczuwałam niesamowite lęki, strach przed samotnością, przed ponownym powrotem do domu gdzie nikt na mnie nie czeka. Zapisywałam się wiec na wszystko co mogłam, dołączyłam do wspólnoty parafialnej, do choru kościelnego, zapisałam się na lekcje tanga. Próbowałam za wszelką cenę nie być sama. Towarzyszyła mi bezgraniczna samotność w moim lęku, z moimi problemami. To było jak walka o przetrwanie każdego dnia. Po mniej więcej roku usłyszałam, ze dostanę chipa. I wtedy akcja zaczęła się na całego. To wtedy po raz pierwszy usłyszałam wiele głosów w mojej głowie. Byłam już wtedy na skraju wyczerpania psychicznego. Po pięciu latach nieustępliwego towarzystwa jego głosu dołączyły inne. Wtedy podjęłam decyzje. Nie mogę tego dłużej kontynuować, nikt mi nie jest w stanie pomoc. Postanowiłam wrócić do domu i połknąć wszystkie tabletki psychotropowe jakie miałam w domu.